Podróż do Indii

Poznając przeszłość możemy zrozumieć teraźniejszość. By odkryć istotę tworzenia, świadomie kreować i obcować ze sztuką, należy sięgnąć do jej korzeni, dlatego też na mojej mapie artystycznych doświadczeń pojawiło się pragnienie wyprawy do miejsca skąd wywodzi się jedna z najstarszych kultur – do Indii.

Przesiąknięta niezliczonymi mitami i legendami, pełna nadziei i oczekiwań, udałam się do tej bajkowej krainy w poszukiwaniu kolejnych źródeł sztuki, duchowości, uniwersalnych symboli i podobieństw kulturowych.

Ósmego września 2013 roku wylądowałam  w Mumbaju (dawny Bombaj). Odebrali mnie artyści ze Studia Untitled, gdzie miałam przebywać na rezydencji w drugiej połowie mojego pobytu.  Jest to prywatna inicjatywa, gdzie zaproszeni artyści dostają zakwaterowanie, wyżywienie oraz podstawowe przybory i miejsce do pracy, w zamian oferują to samo artystom, którzy chcą skorzystać z takiej możliwości wymiany.

Pierwszym miejscem jakie odwiedziłam była nie Brama Indii, a Narodowy Park im. Gandhiego, jest to jeden z większych parków narodowych Indii, gdzie roztaczają się pasma górskie, pokryte lasami ,w których między innymi żyją lamparty i wiele gatunków małp. W parku znajdowały się także miejsca święte, odwiedziłam jedno z nich- były to Jaskinie Kanheri- buddyjski kompleks budynków przeznaczonych do modlitwy, nauki i medytacji wykuty w bazaltowej skale. Poszczególne części kompleksu datuje się od I w. p.n.e. do X w. n.e. Ogromne wrażenie zrobiła ma mnie statua Buddy Avalokiteshwary, stojącego u wejścia jednej ze świątyń. To manifestacja współczującego Buddy. O wartości współczucia miałam dowiedzieć się znacznie później…

Kolejnego dnia udałam się do miasta stołecznego stanu Goa- Panaji, gdzie dostałam się na program rezydencji artystycznej organizowanej przez Fundację Vice-Versa, której na czele stał artysta Theodore Mesquita. Wiele słyszałam o Goa, o imprezach transowych, o komunach pełnych hipisów, o przepięknych plażach. Cóż… w czasie monsunów chyba nawet najpiękniejsze miejsce na Ziemi, nie wyglądałoby zachęcająco.. do sezonu turystycznego był jeszcze ponad miesiąc. Przywitanie organizatora rezydencji było dość chłodne, więc zaznajomiłam się z moją współlokatorką, niemiecką artystką – fotografką Karoliną Klüppel i razem postanowiłyśmy trochę zwiedzić miasto i resztę okolicy.

Panaji było dość opustoszałe a na solidny research z zakresu Hindiuzmu i kultury Indyjskiej też nie było odpowiednie. Goa to była Portugalska kolonia i więcej tu pozostałości po kulturze europejskiej i religii katolickiej aniżeli dawnych tradycji hinduskich. Jednak nie poddawałam się, przestudiowałam wiele książek z biblioteki Theodora , zwiedzałam muzea i świątynie porozrzucane po całym stanie, odwiedziłam gimnazjum, gdzie uczono dzieci i młodzież jak zostać Braminem, nauczano kosmologii, mantr, sanskrytu.

W trzecim miesiącu monsunowym rozpoczął się festiwal Chaturthi- festiwal na cześć Boga Ganeshy, który jest bodaj jedynym bóstwem czczonym z ogromnym uwielbieniem w całych Indiach. Ganeśa to Bóg mądrości i sprytu, obfitości i dobrobytu. Usuwa wszelkie przeszkody i zapewnia powodzenie w najróżniejszych przedsięwzięciach, dlatego ceremonie religijne zaczyna inwokacja skierowana do niego, a jego figurka umieszczona jest u wejścia każdej hinduskiej świątyni. Celebracja trwa od kilku dni do kilkunastu a nawet do końca miesiąca, to zależy tylko od zasobności wiernych, którzy w tym czasie budują ołtarze, składają puję – ofiarę ze  słodyczy, owoców,  kwiatów, palą kadziła, modlą się,  by na koniec świętowania utopić statuę Ganeśy w rzece.

W jednej ze świątyń, którą zwiedziłam a była to światyni Mahalakszmi- Bogini szczęścia, bogactwa i piękna, żony Visznu. Spotkałam malutkiego człowieczka, który pośród wielu opowieści powiedział mi jedno zdanie, które zapadło mi mocno w pamięć: życzenia się spełniają, kiedy wypływają z czystego serca… Pomyślałam o tym, jakie jest moje serce… eh…

W rezultacie, tuż po rytuale pełni księżyca (19.09), postanowiłam mocno się pooczyszczać. Zaczęłam od zaprzestania jedzenia mięsa, spożywania alkoholu i palenia papierosów.  Będąc w Indiach, gdzie ok 70% społeczeństwa to wegetarianie lub weganie, nie było trudnym znaleźć odpowiednie jedzenie. Gorzej z kolejnymi postanowieniami, gdyż palę od 15tego roku życia a alkohol przywarł do mnie niczym ambrozja do Bogów. Zaczęłam także stosować zabiegi Reiki przez 21 dni, by szybciej oczyścić się z wszelkiego rodzaju toksyn.

5 tysięcy lat cywilizacji…..Zaczęłam zaczytywać się jeszcze bardziej w mitologii i kosmologii. Hinduski panteon bóstw jest przeogromny, niestety ilości Bogów i Bogiń, ich odmian, inkarnacji i awatarów nie udało mi się sklasyfikować. Na początku Hinduski panteon składał się z 330 milionów Bogów i stanowił pierwszą liczbę ludzi/bogów na ziemi w prehistorii. Każdy Bóg i Bogini reprezentują, więc jakiś szczególny aspekt uniwersalnej prawdy. Obecnie z niezliczonej ilości  bóstw wyłania się główna triada:

Brahman – stwórca i jego żona Saraswati

Vishnu- ( preserver ) spajający, ochraniający i jego żona Lakszmi

oraz Shiva- pan zniszczenia, dekonstrukcji i jego żona Parwati

Każdy Bóg ma swoją shakti, aktywującą twórczą energię kobiecą, stąd połączenia Bóstw i Bogiń w jedność – wieczną esencję twórczą. Rozległą wiedzę na ten temat znalazłam w tradycji duchowej zwanej Tantrą, gdzie podstawą do rozumienia natury świata jest połączenie energii Shivy i Shakti- męskiej energii jako świadomości i jaźni z kobiecą czyli materią świata, razem stanowią dynamiczną siłę- Światło Wiedzy prowadzące do ostatecznego oświecenia.

Tantra (oraz wiele innych ścieżek duchowych) podobnie jak mandala, prowadzi do odnalezienia jedności w różnorodności. W tantrze wygląda to tak, że energia shakti prowadzi do zharmonizowania różnic i paradoksów bytu, gdzie ostatecznym celem jest pogodzenie najbardziej skrajnych aspektów egzystencji, od najjaśniejszych do najciemniejszych od silnych do słabych, by uzyskać ową jedność.

A zatem jeśli umysł jest w stanie wznieść się ponad politeizm, a nawet ów dualizm, poznać dogłębnie swojego Atmana- najwyższą jaźń czy inaczej indywidualną duszę, to dochodzi do ostatecznego celu, jakim jest Brahman- jedność- czysta energia. Idąc dalej, wszystko we Wszechświecie jest fundamentalnie takie samo, a wszystkie ziemskie podziały, nawet te pomiędzy dobrem i złem, boskim i ziemskim są iluzoryczne.

Powstało we mnie ogromne pragnienie, by móc doświadczyć owej harmonii. Praktykowanie tantry nie było mi jednak dane, ale z kolei tworzenie mandali nie było mi obce. Wielokrotnie robiłam mandale, znałam ich potężną siłę i lecznicze wibracje.

Mandala to koncentryczny diagram reprezentujący Wszechświat- przestrzeń sakralną; wiążący się z symboliką centrum. Integruje on psychikę i jak zauważył Carl Gustav Jung, asymiluje archetyp cienia. W formie wizualnej ujęte jest to poprzez integrację opozycyjnych względem siebie koła i kwadratu (ew. trójkąta).

Nowo zdobytą wiedzę wykorzystałam cyklu, który zaczęłam malować, zatytułowanym: Prawdy objawione

Znaczenie poszczególnych symboli:

OM–  na początku było słowo- święta zgłoska  OM, uważana za dźwięk powstania Wszechświata

Lotos– dusza ludzka, która potrafi się rozwinąć i osiągnąć oświecenie nawet w najmniej dogodnych warunkach

Trzecie oko– to oko poznania, mądrości, łączące człowieka z wyższą świadomością,  uosabia rozwój duchowy, umożliwia jasnowidzenie tj. wizje wewnętrzne.

Bindi- rysowane na czołach kobiet, ale i mężczyzn- symbolizuje punkt zero, źródło wszelkiego stworzenia, a zarazem punkt do którego wszystko powraca.

Shivalingam– połaczenie yoini  i lingi- energii żeńskiej i męskiej, z których pochodzi wszelkie życie. TO symbol siły i płodności.

Shankha- święta muszla- emblemat boga Visznu, wykorzystywana, jako trąba nawołują do modlitwy i walki. To także symbol dźwięku, który tworzył świat oraz wiedzę. Daje sławę, długowieczność, płodność i piękno, jako że jest uważana za siedzibę bogini Lakszmi, żony Visznu.

Uroboros- symbol nieskończoności i jedności.

Koło, okrąg– all is the same, all is one, wszystko i nic. Nic, które zawiera potencjał wszystkiego (łono) magiczny okrąg zatrzymuje negatywne energie na zewnątrz i utrzymuje magiczną energię wewnątrz.

Tantryczna jantra- symbol kosmicznego połączenia, narzędzie rytualne i medytacyjne. Jantry są pomocne w praktykowaniu wewnętrznych podróży, dostrzeganiu najwyższej jedności pomiędzy sobą i kosmosem.

Swastyka – all is well – dla bogactwa i pomyślności, znak najwyższej integracji człowieka z siłami kosmosu

Na plaży Miramar, gdzie często przesiadywałam, usypałam Drzewo Życia, używając proszku rangoli-wszechobecnej techniki usypywania wzorów. Miałam także okazję zrobić warsztaty wycinanki w prywatnej szkole artystycznej Wilsona Souzy. Byłam pod ogromnym wrażeniem talentu artystycznego podopiecznych Wilsona.

Jednak pomimo  zwiedzeniu tylu ciekawych miejsc, przyswojonej wiedzy i jej manifestacji na moich nowopowstałych pracach nadal nie mogłam zaznać ukojenia i spokoju. Targały mną silne emocje. Do tego zostałam całkiem sama. Najpierw wyjechała Karolina, bo nie mogła znieść dłużej narzuconych nam reguł rezydencji . Potem zniknął Ash, młody Hindus pochodzący z kasty Braminów, z którym podróżowałam po Goa.  Wpadałam w coraz większe zniecierpliwienie, drażliwość, czułam jakby jakaś sieć się wokół mnie zacieśniała, nie pozwalając mi na wiele. Nagle nawet wyjście po zakupy zaczęło być problematyczne, a pojechanie dokądkolwiek, bez kogoś kto mógłby mi towarzyszyć stało się niemożliwe.

W końcu postanowiłam zmienić swój los. .. szukałam dość długo miejsca gdzie naprawdę mogłabym odnaleźć to czego potrzebuje. W końcu zainteresowałam się medytacją Vipassany. Po dziwnych zbiegach okoliczności okazało się ze zostałam przyjęta do najstarszego ośrodka- Dhamma Giri w Igatpuri, założonego przez Satya NarayanaGoenkę, któryna nowo odkrył tą szczególną metodę medytacji i założył pierwszy ośrodek, a potem wiele innych w całych Indiach i na świecie. Goenka nauczał Dhammy, uniwersalnej drogi wyzwolenia, którą jak twierdził nauczał Budda, co nie stanowiło jednak religii samej w sobie i niewiele ma wspólnego z utworzonym później Buddyzmem.

Kiedy miałam już świadomość, że zrywam się z rezydencji i odsuwam się od reszty świata zamykając na 10 dni w aśramie, mój humor się polepszył i automatycznie zmieniły się moje relacje z bliskimi. Nie tracąc już czasu zaczęłam kończyć cykl malarski i dwie mandale Przebudzenie Kundalini i Zjednoczenie żywiołów, które musiałam zostawić w zamian za możliwość mojego pobytu na rezydencji.

Nareszcie mój pobyt na Goa dobiegł końca, zaczynała się nowa przygoda. Poleciałam do Mumbaju a stamtąd pociągiem pojechałam do Igatpuri, cudownej małej miejscowości położonej w górach, gdzie panował zupełnie inny, kojący i chłodny klimat.  By przyjęto mnie na kurs, musiałam zostawić dosłownie wszystko, co miało dla mnie największą wartość, moje narzędzia magiczne, kryształy, instrumenty, przybory do malowania i pisania, książki, pamiętnik, aparat fotograficzny, telefon, komputer. Pozostały mi tylko ubrania i nieodzowna moskitiera.  I tak odcięta od zewnętrznego świata, bez możliwości porozumiewania się z innymi uczestnikami kursu przystąpiłam do 10-cio dniowego wyciszenia i zatopienia w medytacji.

Rygor był potworny, pierwszy gong o 4 rano nawołujący do porannej dwugodzinnej medytacji, przerwa na śniadanie , potem medytacje do 11: 00 przerwa na lunch, a od 13-00 do 17:00 kolejne siedzenie, przerwa na herbatę, medytacja i wykład.  21:30 Cisza nocna.

Mniej więcej, co drugi dzień chciałam uciec, jednak czwartego dnia, kiedy to zakazali zmieniać pozycje podczas medytacji i wytrzymać 60 minut w jednej asanie, myślałam, że autentycznie wyjdę z siebie. Ból był porażający, a wszystkie inne doznania, ogromnie dokuczliwe (tj: pot, swędzenie, zaschnięte gardło itp.) Dopiero wtedy zrozumiałam, czym jest iluzja czasu, rozciągająca godzinę na całą wieczność.

Każdego wieczora przed ostatnią medytacją był wykład. Kiedy przyjechałam do Indii, niestety Goenka zmarł dożywając sędziwego wieku, zatem mantry i wykłady były nam puszczane z płyt i z DVD. Dostawaliśmy solidny pakiet wiedzy, powolne wtajemniczanie na drodze Dhammy. Nauce o tym, że wszystko przemija, wszystko się zmienia.  Wiedza o tym płynie z bezpośredniego doświadczenia i obserwacji doznań ciała podczas medytacji ( w tym bólu), które mijają, nie tylko dlatego, że nic nie trwa wiecznie, ale także dlatego, że owe doznania są iluzoryczne. Koncentrując uwagę na danym doznaniu, okazywało się że zmienia ono swoje natężenie i jakość. A zatem nie należy się do niczego przywiązywać tylko akceptować rzeczywistość taką, jaka ona jest, z chwili na chwilę… to nauka o doświadczeniu tu i teraz, umiejętności koncentracji na tym co się robi, nie poddając się własnym myślom. To akceptacja siebie i sytuacji, w których się znajdujemy z poziomu obiektywnego oglądu  tego co się dzieje, takiego, który jest pozbawiony osądu.

W skład Dhammy wchodzi:

sīla – moralność, którą można prosto określić przysłowiem: „nie czyń drugiemu co tobie niemiłe”

samādhi – koncentracja, kontrola umysłu, czyli uspokojenie umysłu

paññā – wiedza, wynikająca z doznań podczas medytacji, wiedza , która oczyszcza umysł.

Nibbaba (Nirvana) – bezwarunkowa ostateczna rzeczywistość, która jest poza umysłem i materią.

Podczas medytacji niejednokrotnie miałam wrażenie, że nagle cały Wszechświat skoncentrował się we mnie. Obserwowanie siebie, doznań na i w ciele, pokazywało, że sytuacje w życiu mają swój początek w nas samych. To, co się z nami dzieje, wszelkie doznania, myśli i emocje wyrastają ce na bazie doświadczeń z zewnątrz, są generowane najpierw przez nas samych w naszych umysłach i odbijane w naszej rzeczywistości. Dlatego też źródło każdego problemu i cierpienia jest w nas samych. Pomocna i istotna w tym procesie jest Anattana- rozmycie ego, przekroczenie tej granicy, która kreuje pożądanie, przywiązanie i ocenianie.

Przeżywałam głębokie wewnętrzne rozterki, a trud opierania się swoim myślom z jednoczesną koncentracją na skanowaniu ciała, bez reagowania na bodźce i odczucia, był ogromny. Budziły się wszystkie demony, wylewały się lęki, wyłaniały dawne traumy i żale, stanowiące mechanizm zmuszający mnie do podążania za procesem myśli, odciągającym od osiągnięcia spokoju umysłu, koncentracji na oddechu i byciu tylko w tu i teraz.  Lecz im głębsza i prawidłowa medytacja, tym większe oczyszczanie podświadomości z wypartych traum, wychodzących na powietrznię myśli.  Dzięki temu mogłam uświadomić sobie pracę mojego umysłu. Zmierzyć się ze swoją własną przebiegłością, wpadając we własne sidła i szarady.  Pogrywałam sama ze sobą, poznawałam ten wielki mechanizm, i w końcu zrozumiałam, że nie mogę już tylko identyfikować się z własnym umysłem.

Kiedy przyszła wiedza o żywiołach i ich odczuciu w ciele, zaznałam pewnej iluminacji. Otóż każde doznanie bólu, pozbawione ważności, i braku identyfikacji, a jedynie obserwowane okazuje się być tylko nagromadzonym ciepłem, żywiołem ognia,  a jeśli i temu się przyjrzymy bliżej to odkryjemy, że jest to tylko czysta, wibrująca energia.

Siódmego dnia, zebrałam swój umysł do kupy i rozkazałam sobie by zamanifestowała się moja prawdziwa ognista natura. Chciałam przebić się przez ból, niewygodę, kotłujące się myśli. W końcu udało mi się być ponad tymi niedogodnościami i poczuć przepływającą swobodnie energię po powierzchni całego mojego ciała, popłynęły mi łzy i chciałam być jak najdłużej w tym stanie, od razu pojawiło się pożądanie, a to z kolei uruchomiło wypływanie kolejnych negatywnych informacji z podświadomości. Jednak udawało mi się, choć jeden raz w ciągu kolejnych dni doświadczyć tego stanu, i dojść do następnego etapu, którym było totalne rozproszenie, gdzie nie czuło się nawet ziemskich struktur, tj: kości czy mięśnie, a jedynie przepływ energii, z której jesteśmy zbudowani. Udało mi się tego doświadczyć częściowo, kiedy dziewiątego dnia medytowałam w celi, a było to niewielkie, puste pomieszczenie, z żarzącą się słabym światłem ścienną lampką i poduszką do medytacji.  Ułożyłam się niczym pająk, starając się znaleźć taką pozycję, w której nie będę odczuwać mocnego bólu, żeby nie tracić czasu na koncentrowanie się na samej istocie ognia, wtedy to udało mi się wejść w stan żywiołu powietrza, gdzie zatarło się totalnie poczucie czasu, a koncentracja skupiała się na oddechu, obserwowałam inne bodźce i reakcje ciała, i zdałam sobie sprawę, że przestałam czuć swoje dłonie, jakby w ogóle ich nie było, tylko ogromna ilość skupionej tam energii, to samo stało się z moim prawym okiem.  Nie starczyło mi jednak siły by rozpuścić pozostałe części ciała, tak by poczuć jedynie jego energetyczną konstrukcję.

Byłam totalnie zmęczona i wycieńczona, chciałam móc przynajmniej zapisać to co przeżywałam, lecz jedyną rozrywką  a zarazem manifestacją własnej osobowości jaką mogłam zrobić było wygolenie sobie włosów przy skroniach – jako symbolu poszerzenia pola widzenia.

Ostatnią medytacją, jaką poznałam była Metta-medytacja miłości i współczucia. Dopiero wtedy zrozumiałam, o jakie współczucie, czy tez współodczuwanie chodzi. Przypomniała mi się statua Buddy Avalokiteshwary, którą widziałam zaraz po przyjeździe do Indii.  Jednak zrozumienie znaczenia współczucia i wszechogarniającej miłości nie doprowadziło mnie do jej doświadczenia w medytacji. Nie byłam w stanie wygenerować w sobie miłości do wszystkiego, co żywe, ani współczucia do wszystkich tych, którzy mnie skrzywdzili, czy nawet rozszerzenia mojej empatii.  Okazało się, że owa miłość nie ma nic wspólnego z tym, co ja nazywałbym miłością i tym, co myślałam, że jako miłość doświadczyłam. Moje serce, czy też czakra serca była zupełnie zablokowana, przez żal i strach.  To odkrycie zupełnie mnie zaskoczyło i sparaliżowało.

Po powrocie z Igatpuri do Mumbaju czułam się jakbym wylądowała na Marsie.  Oficjalnie podaje się, że miasto zamieszkuje ok 12 milionów ludzi, jednak mieszkańcy uważają, że liczba jest co najmniej raz większa. I tak rozpoczęła się moja druga rezydencja w Studio Untitled. Początkowo zamiast korzystać z uroków zwiedzania miasta, zaszyłam się w pracowni malując, pisząc, wciągając bliskich w długie rozmowy przez skype.  Musiałam mocno wszystko przemyśleć, jakoś sobie poukładać. Jednak będąc gościem Nehy i Rajesha, nie dane mi było pozostawać długo w samotności.

To miasto jest jak brzęczący ul, jak wielopoziomowe Metropolis, które organicznie się rozwija a każdy niemal zaułek zmienia się, poprzez życie toczące się na ulicach i ludzi w nieustannym ruchu.  Szybko wpadłam w tą dynamikę, zwiedzając muzea, galerie, bazary i najważniejsze punkty miasta. Rozpoczął się także festiwal Divali- festiwal światła, gdzie tradycyjnie zapala się lampki oliwne i ustawia przed każdym domem na powitanie Lakszmi, Bogini szczęścia i dobrobytu. Lampki symbolizują zwycięstwo światła nad ciemnością, dobra nad złem. Zapaliliśmy, więc lampki przed wejściem do mieszkania, które zostało udekorowane też wzorami rangoli. Zostałam wystrojona w czarne cekinowe sari i wspólnie świętowaliśmy kilkudniowe obchody tych niekończących się wystrzałów fajerwerków i palących się wszędzie lamp.

Po kilku dniach pojechaliśmy do Alibagu, gdzie byliśmy gośćmi u rodziców Nehy.  W tym czasie przyjechali także inni zaproszeni przez Rajeha i Nehę artyści . Naszym wspólnym zadaniem była realizacja prac typu site-specific. Po kilku dniach pobytu w tej malowniczej miejscowości postanowiłam zrobić projekt fotograficzny dotyczący żywiołów, które tak mocno poczułam medytując, pod tytułem: Droga do Oświecenia. Chciałam pokazać symboliczny rozwój mojej osobowości poprzez ich doświadczanie.  Scalającym wszystkie sceny elementem była 30to metrowa czerwona tkanina (każdy metr to rok mojego życia).  Fotografie te są jedynie dokumentacją zdarzenia, gdyż głęboki sens tej pracy tkwił tak naprawdę w doświadczaniu jej tworzenia.

Pierwszym żywiołem była Ziemia- Prythivi. Zawinięta w materiał, zastygłam niczym w kokonie wyczekując dalszej metamorfozy. Ziemia to mocno transformujący żywioł związany z materią, ze wszystkim, co stałe w naszym ciele (struktura, kości, mięśnie, ograny).  W moim układzie planetarnym, energia tego żywiołu oddziałuje na mnie najsłabiej. Co widoczne jest w braku zakorzenienia się w jednym miejscu, czy mojej nieumiejętności przystosowania się do życia zgodnego z normami społecznymi.  Ta medytacja w kokonie, w którym z każdą minutą rosła temperatura, była dla mnie swoistą wylęgarnią nowych idei, esencji życia, jaką reprezentuje także symbol jaja.

Kolejny żywioł , którego doświadczyłam to Woda- Jal, symbolizująca nie tyle uczucia, co poznawanie sfery podświadomości, stąd tkanina wynurza się z morza, rozciągając po plaży i okalając całą moją postać.  Jesteśmy nierozerwalnie połączeni z naszą podświadomością, to w niej toni tkwi ów mityczny Lewiatan, jedna z manifestacji naszego cienia. Woda wypełnia nas krwią i wszystkimi płynami ustrojowymi. Z nią nierozerwalnie połączony jest Księżyc gdyż reguluje przypływami i odpływami mórz i oceanów, wpływa na cykl menstruacji i powstanie wszelkiego życia.

Po spotkaniu z energią wody przyszedł czas na ogień.  Agni to żywioł, który kieruje moim życiem w najsilniejszy i najbardziej spektakularny sposób. W europejskiej astrologii 7 moich planet sytuuje się w znakach ognistych, co powoduje często ogromne pokłady energii, chęc do eksploracji, ekspansji i działania, jednak źle rozprowadzana powoduje wiele agresywnych zachowań.  By doświadczyć żywiołu ognia, zasiadłam asanie utrzymując mudrę ognia na trzeciej czakrze splotu słonecznego.  Siedziałam w okręgu, który podpalił Rajesh.  Kiedy krag ognia się zamknął nagle poczułam potęgę tej energii….

Nie siedziałam nigdy wcześniej w ogniu, i choć w Indiach taki widok, zawsze drastyczny to jednak znany poprzez rytuał sati (palenia wdów) rytuał oczyszczania w bogu Agni i samospalenia (rytuały buddyjskie) wprawił oglądających w głębokie oniemienie. Ogień po prostu wybuchł, nie widziałam, a bardziej czułam to to się dzieje, podmuch wiatru oderwał ogniki ognia, które smagały odkryte części ciała, powodując przerażający ból.  W takich warunkach trudno było mi pozostać nadal w medytacji. Lecz przez kilka sekund, rozciągających się w wieczność starałam się prowadzić ze sobą dialog i zmierzyć z pierwotnym strachem przed ogniem. Strach obudził we mnie instynkt przetrwania, który ostatecznie zmusił mnie do ucieczki. Wstałam ogień powoli się uspokajał, Rajesh powiedział ze wszystko jest w porządku i żebym usiadła bo z wrażenia nie zrobił zdjęć. Usiadłam, cała akcja została powtórzona, ale ja byłam jak w transie, po czym dosłownie wyniesiono mnie, całą dygoczącą. Reszta zebranych zaczęła mnie ściskać, obejmować gratulować, a ostatecznie tego dnia zorganizowano wielkie przyjęcie, mocno zakrapiane alkoholem. Był to dzień, kiedy zakończyłam swoje postanowienie i wspólnie wypiłam i wypaliłam fajkę pokoju. Cały kolejny dzień byłam jeszcze mocno oszołomiona, moje oparzenia cudownie zniknęły po nocy okładania ich jogurtem.

Kolejny żywioł to Vayu- Powietrze. Z całej tkaniny zrobiłam sobie kostium, nie przecinając jej długości. Medytacja wirowania to znany sposób derwiszy na osiągnięcie staniu wyzwolenia. Dzięki temu dostrajamy się do ruchu Wszechświata, i zatracamy w spiralnym ruchu bez reszty.  Doświadczeniu temu towarzyszyła ogromna radość i uśmiech; lekkość, swoboda i poczucie wolności.  Stany tak odmienne od poprzedniego doświadczenia z ogniem.

Piątym, ostatnim żywiołem w kulturze Indii jest Eter- Aakash tłumaczony także jako przestrzeń. To najbardziej subtelna energia, symbolizująca czwarty wymiar. Doznać jej można będąc pogrążonym w głębokiej medytacji, gdzie ciało przestaje być już odczuwane a świadomość roztapia się w Brahmanie. Dlatego też na ostatniej fotografii tego cyklu pokazana jest już tylko sama tkanina ułożona w formę spirali -wiru, który m.in. w „Tybetańskiej Księdze umarłych”, służy jako portal, przejście do ostatecznego wyzwolenia lub do kolejnego wcielenia.

W Alibagu miałam także okazję do ubrania się 9cio metrowe tradycyjne sari- stylu pochodzącego z regionu Maharasztry. Sesję zdjęciową zrobił brat Nehy, fotograf Siddharth Thakur.

Po powrocie do Mumbaju miałam tylko kilka dni na zrobienie ostatnich zakupów i pożegnanie się ze wszystkimi, których poznałam przez ten czas. Wówczas odkryłam jak wiele radości, miłości i ciepła zaznałam od tych ludzi. To nie była zwykła gościnność, to była bezwarunkowa miłość. Poczułam do nich ogromną wdzięczność za wszystkie nowe uczucia, które zaszczepili w moim sercu.

Dodaj komentarz

Twój adres e-mail nie zostanie opublikowany. Wymagane pola są oznaczone *